No i stało się. Zaledwie po roku wspólnej pracy wyruszamy na nasze pierwsze zagraniczne tournee. Już wszyscy zapakowali swoje bagaże, pouczono nas, że nie wolno jeść ryb i jajek na twardo w autobusie, mama roztargnionego Karola dowiozła zapomniany smoking…. Jeszcze tylko piosenka na pożegnanie i ruszamy…
Pierwszym punktem naszej podróży była Bańska Bystrzyca na Słowacji. Jak przystało na porządny polski Chór, bardzo zintegrowaliśmy się z innymi Chórami, zwłaszcza ze studentami z Belgradu, razem spędzaliśmy czas na koncertach i imprezach festiwalowych, zarówno tych oficjalnych i tych „mniej oficjalnych”. Na samym konkursie zaprezentowaliśmy się godnie zostając umieszczeni w tzw. „Srebrnym Paśmie”
Z Bańskiej Bystrzycy wyruszyliśmy wczesnym rankiem, tak aby móc po drodze zatrzymać się w Budapeszcie. Tomek Vermes nasz chórzysta (prawdziwy Węgier), po drodze opowiedział nam: co trzeba zobaczyć, gdzie warto pójść, oraz co (i gdzie ) najlepiej zjeść. Postanowiliśmy osobno zwiedzać stolicę Węgier… ale wieczorem umówiliśmy się na tzw. „uliczny koncert”. Śpiewaliśmy bardzo długo, nawet zarobiliśmy parę groszy, publiczność nam dopisywała, znaleźli się nawet Polacy i… ojciec Marselos – proboszcz z Aten, który zaprosił nas do swojej parafii na koncert.
Późnym wieczorem w doskonałych nastrojach opuszczaliśmy Węgry. Następnie jechaliśmy przez Rumunię i Bułgarię ( w międzyczasie przeżyliśmy mrożącą krew w żyłach przeprawę promową przez Dunaj ), aż w końcu dojechaliśmy do Grecji gdzie czekała nas „niespodzianka”. Greccy celnicy zażądali od nas wizy artystycznej, ponieważ dwa dni wcześniej zmieniły się u nich przepisy celne. Zanim zostaliśmy wpuszczeni do Grecji minęło ok. 13 godzin, a my dzwoniliśmy wszędzie: do MSZ-u, do Ambasady Greckiej w Polsce, do Ambasady polskiej w Grecji, do MSW w Atenach a nawet do radiowej trójki. Wreszcie po bardzo długich i pełnych napięcia 13 godzinach greckie MSW wysłało na granicę w Promachonas fax zezwalający na nasz wjazd do Grecji…
Natychmiast (nie czekając aż celnicy się rozmyślą) ruszyliśmy na kemping w Kalambace – uroczej miejscowości u podnóża Meteorów. Cały kolejny dzień wędrowaliśmy po świętych wzgórzach i zwiedzaliśmy Monastyry. Wieczorem chwila relaksu przy basenie… aby jutro ruszyć dalej, na konkurs do Prevezy.
Po drodze do Prevezy zatrzymaliśmy się w uroczej i rzadko odwiedzanej przez turystów Dodonie, gdzie zwiedzaliśmy starożytną świątynię i amfiteatr. Kiedy w końcu dojechaliśmy do głównego miejsca naszej podróży, okazało się że biorąc udział w konkursie musimy skorzystać z obowiązkowego, drogiego i niezbyt atrakcyjnego zakwaterowania (pole namiotowe), nie zbiło nas to jednak z tropu, jak zwykle, niezależnie od warunków potrafiliśmy się zmobilizować i to do tego stopnia, że na Międzynarodowym Konkursie muzyki Sakralnej w Prevezie zdobyliśmy Złoty Medal i Nagrodę Specjalną za najlepiej wykonany utwór muzyki cerkiewnej.
Prevezę opuszczaliśmy – jak na zwycięzców przystało – w doskonałym humorze. Zaraz po rozdaniu nagród (w nocy), ruszyliśmy na Peloponez. Przejechaliśmy kawał drogi, nawet płynęliśmy dwoma promami, aby w końcu nad ranem dojechać do Istmii – uroczej miejscowości położonej w pobliżu Kanału Korynckiego. Po całym dniu uroczego leniuchowania na plaży, wybraliśmy się zobaczyć osławiony kanał. Wrażenie było ogromne… Następnego dnia, ruszyliśmy na nieco dłuższą wycieczkę, podczas której obejrzeliśmy: Korynt (wykopaliska i muzeum w starożytnym Koryncie), Mykeny (grobowiec Agamemnona), Nafplio (weneckie twierdze) i Epidauros (najlepiej zachowany antyczny teatr w Grecji).
Po zwiedzeniu najciekawszych zakątków Peloponezu, pojechaliśmy do Aten. W stolicy Grecji bawiliśmy dwa dni, podczas których obejrzeliśmy wszystkie najważniejsze zabytki, ale przede wszystkim odwiedziliśmy naszego znajomego z Budapesztu – ojca Marselosa, który w kawiarni artystycznej prowadzonej przez siebie przy Kościele, urządził nam wspaniały koncert, z jeszcze lepszą publicznością, która z kolei urządziła nam … wspaniałą kolację. Śpiewom nie było końca, tak na scenie jak i przy stołach. Po kolacji wróciliśmy do swojego schroniska gdzie z powodu braku miejsc i wysokiej temperatury, większość z nas spała na… dachu.
Ateny opuszczaliśmy 13 w piątek.
Po drodze zwiedzaliśmy jeszcze Delfy, skąd odebrał nas przedstawiciel chóru w Itei. Po drobnych kłopotach z zakwaterowaniem, wraz z chórem z Itei daliśmy koncert na wolnym powietrzu dla okolicznych mieszkańców. Po koncercie długo razem świętowaliśmy – jak na chóry przystało.
Z Itei ruszyliśmy w kierunku Riwiery Olimpijskiej do Litochoro, aby na plaży odpoczywać po tych wszystkich wrażeniach, ale przede wszystkim ażeby odpocząć przed długą podróżą do domu…..
Anna Zarkadas