WYZNANIA NIEJAKIEGO CHÓRZYSTY – MOSKWA

tpDo jakichże refleksji dojść może, gdy widzi się szerokie… stepy Białorusi, nad nimi niebo błękitne z barankami, smokami i twarzami ludzi, od których odjeżdżamy?
Powiem Wam… do takich samych jak wszędzie indziej. Byle Ci sami ludzi byli wokół. Te same buzie roześmiane, ci sami maruderzy. Te same postacie wbite w fotel autobusu.
A refleksja jest taka: „Tak żyć warto i wiem, że tego nie zmarnuję!” Cóż… chyba się nie pomyliłem Wkrótce otworzył się przed nami nowy, obcy, wschodni, wielki świat. A w świecie tym 1001 niespodzianek ukrytych w matrioszkach podrzucanych rzez los. Z oczami wpatrzonymi w cel brniemy ku przeznaczeniu. Spróbuj nam przeszkodzić, to… i tak Ci się nie uda. Jesteśmy pewni siebie, a potknięcia dolewamy do piwa dla smaku.

Oto ona: Rosja i jej córka – kwiat czerwony, piękny – Moskwa! To nie byle mieścina, w której człowiek wychodzi przed dom i dziwi się, bo ulicą przeszedł obcy. Tutaj każdy pędzi przez okrężnicę* – ale nie w dół ku ziemi, lecz w górę ku sercu, by napełnić je zachwytem.
A my w tym wszystkim nie umniejszamy chwały. Jesteśmy orędownikami pokoju, którzy ściśniętą pięść wrogą, wzniesioną nad naszą ziemią rozchylamy i przygarniemy, by więcej nie było łez.

Naszą bronią jest muzyka płynąca z głębi ku wszystkim. Natchniona, piękna i życiodajna. Śpiewana serioso, by smutki dni odmienić w giocoso. Ktoś by powiedział, że „Piosenka jest dobra na wszystko”. Dane nam było z bliska poznać subtelność zawartą w kamieniu, ciele, majowych kwiatach i czymś jeszcze, co sprawia, że nikt nie plucha, a robak nie spada.
Jednak jeden ciężar nas wciąż przykuwał do betonu. Ten nasz organ najważniejszy, bez którego ponoć żyć byśmy nie mogli w tym niebezpiecznym dla rozsądku miejscu, a który nas wyzuł z wartości (jakich? sami powiedzcie). Lecz nie będę płakał, bo wiara we własne siły we mnie mocna i wiem, że Wy też to czujecie.

Ciąg dalszy nastąpi…

Tomasz Prichacz