Tak jechaliśmy do Grecji…
Wszystko zaczęło się idealnie. 31 czerwca, upalny wieczór, Hotel Wrocław, zbiórka, setki walizek, większych, mniejszych, ogromnych (Dżasta). Mogłoby się wydawać, że wycieczka szykuje się perfekcyjna, gdyby nie te nieszczęsne 19 minut. „Witajcie kochani, możecie podziękować tym, którzy się spóźnili. Dostaniecie teraz plan wyjazdu i od każdej godziny zbiórki, postoju i posiłków możecie sobie odjąć 19 minut, a to wszystko dzięki Wiktorii, Wojciowi, Rivkowi, Krzykwie i jeszcze kilku innym, którym wydawało się, że możemy na nich czekać, bądź tym, którzy myśleli, że autokar podjedzie po nich pod siedzibę chóru przy Kochanowskiego”. Zirytowana Magda wyłączyła mikrofon, a w całym autobusie rozległa się wrzawa protestów. „Jak to, to obiad zamiast o siedemnastej, będzie o szesnastej czterdzieści jeden, to bezsensu!”, „Czyli dwudziestominutowy postój ma trwać minutę? Jak ja zdążę siku?”. Po jakimś czasie załadowano bagaże i podróż wreszcie się rozpoczęła, a wszelkie wątpliwości co do godzin zbiórek itp., pozostały za nami we Wrocławiu.
Noc szykowała się długa, a na tyle autobusu było tym razem niesłychanie cicho (wiem, bo udało mi się nawet zająć tam miejsce). Mimo wszystko staraliśmy się jakoś umilić ten czas spędzany razem, no i zaczęły się krzyżówki, jakieś ciche podśpiewywanie, pogawędki, śmiechy, chichy. Dopiero kiedy zaszło słońce i zrobiło się ciemno, rozpoczęły się niesłychane historie, „Zanim weszła do windy, wiedziała, że jej mąż nie żyje”, „Trafił do więzienia, bo stał się mądrzejszy”.
– Dowiedział się o czymś?- Dominika Dudek wołała zaglądając zza swojego oparcia.
– Czekaj, jeszcze nie przeczytałem- irytował się Wojciu.
– Wiem, on się pewnie o czymś dowiedział?- Kamila Madej pytała po kilka razy.
– Nieeee, to nie był jej kot- skwitowała Magda Mazór.
– A to, że się piął zbyt szybko, to w przenośni, czy chodzi o karierę?- Alexa zainteresowała się po dobrych paru minutach.
– W przenośni, znaczy nie, znaczy tak- Rivek nie mógł się zdecydować.- Bo wy idziecie całkowicie w inną stronę!
– Ta książka to był prezent dla kogoś!- Ira podsumowała ze zdecydowaniem.
– Pewnie miała kochanka i chciała go zabić z zazdrości!- Dominika Urban ekscytowała się pewna swej wypowiedzi.
– On połknął parasol i go otworzył!- Krzykwa niedowierzała własnym oczom.- Z medycznego punktu widzenia to jest BEZSENSU!
Trzeba też dodać, że w autokarze nie świeciły się lampki i sama nie wiem co dziać się mogło na przodzie, bądź w połowie pojazdu, ale rozpoczął się lekki dyskomfort w postaci zapachu jajek, ryb i innych dziwnych atrybutów. Potem co niektórym zdrętwiały kończyny „Ja leżę na podłodze”, „Coo jesteś tu nowa i tak ci się wydaje, a ja zawsze leżałem z tyłu”. Zresztą ja też nie miałam łatwo „Mogę sobie opuścić siedzenie?” „Marta, mamy po dwa i pół miejsca, przestań się rozpychać”. W końcu minęliśmy serbską granicę i w końcu mogliśmy się zakwaterować w Belgradzie. Co tu narzekać, ładne widoki, słońce grzeje, jakiś park, rzeka, ŻYĆ NIE UMIERAĆ. Po dłuższym czasie niektórym zaburczało w brzuchach i rozpoczęło się poszukiwanie. „Zjedzmy tu!”, „A może tam?”, „Rok temu było dobre (tu jakieś mięso niestety nie pamiętam nazwy)”. Po kilku podejściach w końcu wybraliśmy jakiś bar. I niestety, od tej chwili ta relacja stanie się bardzo subiektywna, bo właśnie wtedy spotkała mnie smutna i nieprzyjemna sytuacja. Siedząc wesoło w barze i kłócąc się o rodzaj pieczywa kilka osób wpadło na pomysł zrobienia sobie zdjęcia. Jako dowód (bo sama byłam fotografem) fotografię zamieszczam poniżej.